Jeszcze więcej puchatości!
Przerwa się skończyła i mimo, że nie wypoczęłam za bardzo, zamiast narzekać powinnam się zabrać za posty! Wstyd przecież, żeby zostać tak w tyle. Doczekacie się zatem małej serii, skupionej na wydarzeniach w Mistfall (oraz kilku sesjach, do których ostatnio zyskałam smykałkę – a przynajmniej tak twierdzi moja droga Wika).
Wszystko zaczniemy od dawno już nie ruszonych przeze mnie kart koni! Przyznam Wam, że wykonanie jednej z nich (teoretycznie tylko przetłumaczenie) to dobre kilka minut zabawy w programie graficznym. Na dodatek, wzięło mnie na wspominki i porównanie obecnego stanu do początków (które przypadają równo rok temu). Muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektu, tym bardziej, że poza językiem napisów nie różnią się już niczym od oryginałów. Jakość również się poprawiła, jednak nie jest to pewnie tak bardzo zauważalne. Dosyć jednak przynudzania i średnio potrzebnych wstępów – oto najważniejsze informacje o nowych szwedach:
Czas na zakupy…
…oraz najtrudniejszą decyzję w przypadku, gdy nasz budżet jest ograniczony. Którego z powyższych szwedów opłaca się nabyć? Niedawno odkryłam pewien niezawodny sposób, który gwarantuje, że nie żałuję takowej decyzji. Polega on na… Zakupieniu tego, który za pierwszym razem wpadnie nam w oko. Metoda ta jest niby prosta, ale praktyka pokazuje zupełnie co innego. Powołując się na swoje doświadczenie, mogę was zapewnić, że nie opłaca się porównywać poszczególnych maści ani rozglądać za popularnością danej z nich. Jeśli zaś nadal nie potraficie się zdecydować pamiętajcie, że w grze nie ma limitu posiadanych koni… Nie, żebym do czegokolwiek namawiała, gdzież tam. To by było na tyle z moich jakże odkrywczych porad, czas wyjawić, że mnie samą najbardziej oczarował cremello (najwyżej mnie poprawcie). Korzystając więc z okazji, poniżej przedstawię Wam fragment ze wspomnianej we wstępie sesji.
I to już wszystko, a przynajmniej w tym poście. Zaglądajcie niedługo~
Post ze starej wersji strony.